Tak jak obiecałam, chciałabym Wam pokazać kilka zdjęć, jakie zrobiłam podczas tegorocznych wakacji na Węgrzech w Muzeum Porcelany w Herend. Kilka lat temu gościłam już w tym wyjątkowym miejscu, co także znalazło odzwierciedlenie na blogu. Nie wykupiłam jednak wówczas biletu umożliwiającego robienie zdjęć. W tym roku postanowiłam naprawić swój błąd, dzięki czemu dzisiaj zaprezentuję Wam fotografie z muzeum, a w kolejnym wpisie pokażę jeszcze jedno, niesamowite miejsce.
Zabrzmi to patetycznie, ale już dziedziniec robi niesamowite - momentami wręcz przytłaczające - wrażenie. Zachwyca przestrzenią, architekturą i doborem kolorów. Świadomość wieloletniej historii tego miejsca sprawia, że z prawdziwym podziwem i szacunkiem myśli się o każdym, kto przyczynił się do powstania i funkcjonowania fabryki porcelany.
W centrum dziedzińca stoi pokaźnych rozmiarów lew, ozdobiony charakterystycznym dla Herend wzorem.
W muzeum obejrzeć można rozmaite formy i wzory. Porcelanowe twory zdobione są motywami inspirowanymi różnymi rejonami, kulturami, wydarzeniami, ornamentami roślinnymi i wizerunkami zwierząt.
Wiele z nich powstawało na zamówienie możnych tego świata (jak na przykład: mistrza świata Formuły 1 w sezonie 2008 Lewisa Hamiltona, Królowej Elżbiety II, Księżnej Diany czy Papieża Jana Pawła II).
Moją uwagę przykuł piec kaflowy o bardzo oryginalnym kształcie. Wyglądał jak wielka kawiarka.
W muzeum obejrzeć można najbardziej wyjątkowe i spektakularne formy, które na przestrzeni lat powstały w manufakturze. Wiele z nich osobiście mi się nie podoba. Nie lubię przedmiotów przesadnie "bogatych", nie przepadam za złoceniami, ale każda rzecz jest tutaj wyjątkowa, bo jest od początku do końca efektem pracy ludzkich rąk.
Urzekła mnie okazała kolekcja talerzy zaprezentowana na jednym z muzealnych korytarzy. Dominowały wzory bliższe naszej użytkowej porcelanie czy ceramice, subtelne i minimalistyczne. Przyznacie, że pięknie to wygląda, nawet na zdjęciu.
W odrębnej sali, na zakończenie, mogliśmy obejrzeć ogromny piec do wypalania porcelany, a także narzędzia do jej obróbki. Całość okalały piękne ścienne malowidła.
Mam nadzieję, że mój fotograficzny skrót przypadł Wam do gustu. Gorąco polecam Wam odwiedzenie Herend, tej niewielkiej, skromnej miejscowości, gdzie - w środku niczego - mieści się porcelanowy raj. Ja podróżowałam z moim Mężem, który nie interesuje się specjalnie tą tematyką, a był szczerze zachwycony. Szczególnie drugą częścią wycieczki, o której opowiem w kolejnym wpisie.
* * *
Zdjęcia, wykorzystane w tym artykule są moją własnością.
Proszę o niewykorzystywanie tekstów i zdjęć bez mojej zgody.
W razie jakichkolwiek pytań, proszę o kontakt drogą elektroniczną.